"SEMAFOR": podjęliśmy próbę przekazywania na łamach "Semafora" informacji i wiadomości, które mamy nadzieję zainteresują naszych czytelników; informacji których nie znajdziecie na łamach oficjalnych dzienników....

WOLNA DROGA: Choć poszukiwanie prostych rozwiązań jest osadzone głęboko w podświadomości, a nieskomplikowany obraz rzeczywistości jest wygodny, nie zmusza do choćby chwilowej zadumy, do uświadomienia prawdy o traconym wpływie na własne losy, na otaczający świat - od poszukiwania prawdy nikt nas nie zwolni.

 
Piątek, 26 kwietnia 2024 r.
Imieniny obchodzą: Maria, Marcelina, Marzena
 
Roczniki:  2001200220032004200520062007200820092010
201120122013201420152016201720182019
Numery:    
()   -  
Kolej na muzykę - „Change We Must” - Jon Anderson (1994)
   Jon Anderson to wokalista obdarzony niezwykle charakterystycznym i rozpoznawalnym głosem. Znawcy opery nazwaliby tę barwę kontratenorem, jednak Jon obraca się głównie w świecie szeroko rozumianego rocka.
Kojarzony jest zwykle z grupą Yes, to jednak duże uproszczenie. Był wprawdzie jej współzałożycielem, lecz nie zawsze stał przy mikrofonie. Były okresy, gdy zastępowali go inni wokaliści, a Anderson pracował na własny rachunek.
   Nagrał łącznie około trzydziestu płyt firmowanych własnym nazwiskiem, na kilku innych zaśpiewał gościnnie. Pracował również z greckim multiinstrumentalistą Vangelisem i japońskim Kitaro. Lubi malować, a jego obrazy wystawiane są w galeriach. Jest postacią nietuzinkową, żyje we własnym świecie - pełnym elfów, dobrych duchów, kosmicznych fluidów i pozytywnej energii.
Tworzy muzykę, która jest furtką do innego świata, dalekiego od list przebojów, a jednak zrozumiałego dla każdej wrażliwej duszy. Miesza muzykę etniczną, folkową, pop i new age. Jego eteryczny i nieziemski głos wyjątkowo pasuje do tej stylistyki.
   Album „Change We Must” jest podsumowaniem pewnego etapu w karierze Jona Andersona. Nie jest to jednak wybór dokonań, bowiem na płycie znalazły się również zupełnie nieznane kompozycje, a te bardziej znane pojawiły się w zupełnie nowych aranżacjach.
Artyście towarzyszy orkiestra London Chamber Academy pod dyrekcją utytułowanego dyrygenta Nigela Warrena-Greena. To wyjątkowo piękny, wręcz idylliczny album, przesiąknięty miłością i szeroko pojętą duchowością. Wypełniająca go muzyka dzięki kameralistom stała się mniej zadziorna i bardziej przystająca do refleksyjnej tematyki, doskonale uzupełniając głos Andersona.
Poza orkiestrą artystę wspierają muzycy rockowi, hawajski chór Opio Singers oraz amerykańska pianistka Gwendolyn Mok. By w pełni zrozumieć przesłanie albumu należałoby odwołać się do książki po tym samym tytułem, którą napisała Nana Veary - hawajska nauczycielka i przewodniczka życia duchowego. Opisała w niej drogę własnego rozwoju oraz swe refleksje i doświadczenia. Właśnie jej Anderson zadedykował swój album. Napisał w książeczce do płyty, że ludzkość zapomniała o naturalnym porządku świata, który sprawia, że ludzie oraz wszystkie elementy przyrody ożywionej i nieożywionej w cudowny sposób do siebie pasują i wzajemnie siebie potrzebują by przetrwać.
   Na płytę trafiły m.in. cztery kompozycje powstałe we współpracy z Vangelisem. Dobrze znany utwór „State of Independence”, pochodzący z albumu „The Friends of Mr Cairo” (1981) zyskał tutaj zupełnie inny wyraz, przebijając nie tylko wersję nagraną przez Donnę Summer, lecz także oryginał. Nic dziwnego, bowiem brzmienia orkiestry nie jest w stanie zastąpić nawet najbardziej wyrafinowane instrumentarium elektroniczne.
Zwraca uwagę również utwór „Candle Song”, znany wcześniej jako „Anyone Can Light a Candle” z płyty „Page Of Life” (1991), w którym usłyszeć możemy Andersona śpiewającego w duecie ze swą córką Jade.
Jon sięgnął także do swego solowego dorobku. Kompozycje „Hurry Home” i „Under the Sun” miały swą premierę na płycie „In the City of Angels”. Dobrze, że przedstawił je ponownie, bowiem w starej aranżacji nie robiły aż tak wielkiego wrażenia. Również „Hearts”, zaczerpnięty z albumu „Yes 90125” brzmi tu znacznie ciekawiej.
Jednak absolutną wisienką na torcie jest trwający zaledwie trzy i pół minuty „Chagall Duet”, zaśpiewany wspólnie z francuską sopranistką Sandrine Piau. Utwór pochodzi z operowego projektu Andersona, zainspirowanego biografią Marka Chagalla. Niestety, całość nigdy nie została ukończona. Szkoda, bowiem ów duet, pełen liryki i niezwykłych emocji jest absolutnie genialny i na długo pozostaje w pamięci.
Z całości wyłamuje się nieco kompozycja „Shaker Loops”, będąca adaptacją utworu Johna Adamsa. Autor próbował przełożyć w nim na język orkiestry falującą powierzchnię lekko wzburzonego stawu. Zresztą i tak wypadło to ciekawiej niż w oryginale. Zastanawia mnie jedynie dlaczego tytułowy utwór „Change We Must” pojawił się pierwotnie tylko jako bonus do amerykańskiego wydania płyty. Czyżby Anderson nie wierzył w potencjał drzemiący w tej piosence?
   Od wydania „Change We Must” minęło ponad dwadzieścia lat. Album zawiera dwanaście pełnych emocji i przepięknie zagranych kompozycji, które nadal urzekają. Jest tu uroczysta podniosłość, miłość i delikatny urok. Całość stanowi niezwykły mariaż muzyki i wokalistyki Jona Andersona. W piosenkach nie słychać upływu czasu. Bronią się swym naturalnym pięknem.
Krzysztof Wieczorek


  Komentarze 2
  Dodaj swój komentarz
~
Copyright "Wolna Droga"
[X]
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.