"SEMAFOR": podjęliśmy próbę przekazywania na łamach "Semafora" informacji i wiadomości, które mamy nadzieję zainteresują naszych czytelników; informacji których nie znajdziecie na łamach oficjalnych dzienników....

WOLNA DROGA: Choć poszukiwanie prostych rozwiązań jest osadzone głęboko w podświadomości, a nieskomplikowany obraz rzeczywistości jest wygodny, nie zmusza do choćby chwilowej zadumy, do uświadomienia prawdy o traconym wpływie na własne losy, na otaczający świat - od poszukiwania prawdy nikt nas nie zwolni.

 
Wtorek, 23 kwietnia 2024 r.
Imieniny obchodzą: Jerzy, Wojciech
 
Roczniki:  2001200220032004200520062007200820092010
201120122013201420152016201720182019
Numery:    
()   -  
Bałagan po lewej
   Starsi czytelnicy zapewne pamiętają, jak to wiele lat temu, w połowie lat dziewięćdziesiątych, odbywał się tzw. „Konwent Świętej Katarzyny”, czyli spotkanie wszystkich głównych partii prawicowych działających w Polsce. Konwent ów miał na celu zjednoczenie rozproszonej oraz wewnętrznie skłóconej prawicy w jeden spójny blok, a przynajmniej w jakąś szeroką, zgodną koalicję.
Tak się wówczas wszyscy żarliwie jednoczyli, że aż w końcu każdy na każdego się obraził, a polska prawica pozostała podzielona na prawie dekadę, zanim zabrał się za nią słynny „dominujący bliźniak” i rzeczywiście ją scalił, choć podobno jest on mistrzem dzielenia oraz waśni wszelakich.
Ot, jeden z setek polskich paradoksów, nie tylko politycznych. Z tamtego Konwentu pamiętam również fakt, gdy każdy z jego uczestników uważał siebie samego i swoje ugrupowanie za tą jedną, jedyną najprawdziwszą prawicę, a całą resztę za podróbkę, agenturę ewentualnie pustą skorupkę, czyli polityczną wydmuszkę.
   Śledząc od jakiegoś czasu ruchy tektoniczne, które występują aktualnie po lewej stronie naszej sceny, nie sposób nie przywołać wspomnień z dawnych lat i nie sięgnąć pamięcią do tamtego Konwentu. Istnieje, co prawda jedna, dosyć istotna różnica, a mianowicie prawica dzieliła się z hasłem jednoczenia na ustach, a lewica dzieli się par excellence, natomiast chęć przypisywania sobie autentyczności, bezkompromisowości oraz wyłączności na bycie lewicą jest zadziwiająco podobna do tego, co dwie dekady temu wyczyniali ich ideowi przeciwnicy po drugiej stronie barykady.
W całym tym kociołku, niespodziewanie (także dla mnie) na fotel lidera polskiej lewicy powraca poczciwe SLD, pod światłym przywództwem tow. Czarzastego. Nie jest to oczywiście choćby nawet cień dawnej hegemonii tej partii, gdy prezydentem z jej ramienia był tow. Kwaśniewski, premierem tow. Miller, a ugrupowanie to samodzielnie liderowało w sondażach z poparciem ponad czterdziestoprocentowym, niemniej jednak odbicie od dna widać wyraźnie.
   I tak oto sprawdza się stara zasada, że ludzie najbardziej lubią słuchać tych melodii, które już znają. Po cyrku Palikota, po kabarecie Petru i .Nowoczesnej, po chwilowym zachłyśnięciu się marksistowskimi dzieciakami z Partii Razem z ich żenującym liderem, niejakim Zandbergiem na czele, teraz wszystko powoli, bo powoli, ale jednak wraca w utarte koleiny.
W blokach startowych oczywiście czai się także i inna nadzieja rozczłonkowanej lewicy, czyli Robert Biedroń, ale póki co to on raczej wie czego nie chce, a więc nie chce dłużej kisić się w targanym pedofilskim skandalem Słupsku. Natomiast na przedstawienie tego, co zamierza osiągnąć (to się chyba zwyczajowo „Program” nazywa), dał sobie jeszcze pół roku.
Może to i mocno absurdalne podejście, gdy najpierw ogłasza się powstanie ugrupowania, podaje jego roboczą nazwę, a informację o założeniach i sposobie działania odkłada na później, ale w końcu nie takie rzeczy lewicowy elektorat przełknąć potrafi, wszak swojego czasu uwierzyli nawet, iż ogromny chłop, z głosem jak kontrabas w źle dobranej peruczce, ma na imię Ania.
Po lewej stronie są jeszcze jakieś efemeryczne tzw. „ruchy miejskie”, co do których nadal nie mam pewności, czy są to zbieraniny szczerych, wrażliwych na krzywdę ludzką (vide: dzika prywatyzacja w stolicy) naiwniaków, czy może jednak sprawnie działająca machina ideologiczna, na wzór Owsiaka i jego WOŚP, czyli niebezpieczne drugie dno pod przykrywką szlachetności.
Obserwując coraz bardziej obrzydliwe i prymitywne popisy internetowe niegdysiejszej największej gwiazdy „ruchów miejskich”, czyli Jana Śpiewaka, odkąd został on kandydatem na urząd prezydenta miasta Warszawy, skłaniam się raczej do tej drugiej opcji.
   Na koniec, po tych wszystkich podzielonych lewicowcach, jeszcze słówko o takiej jednej, co to się połączyła. Na imię jej Barbara i jest córką, kiedyś bardzo znanej feministycznej fanatyczki, która zginęła w katastrofie pod Smoleńskiem. A połączyła się nasza Basia z Koalicją Obywatelską, czyli de facto wstąpiła do PO, partii, o której jeszcze niedawno wypowiadała się w sposób skrajnie negatywny.
Żeby sprawa była jasna, nie o samą panią Nowacką tu chodzi, gdyż jest ona z tych, co to się przez całą karierę dobrze zapowiadają, a potem znikają, a pies z kulawą nogą o nich nie wspomni. Tu pojawia się kwestia innego rodzaju, a mianowicie zbliżają się wybory i pole magnetyczne wokół koryt zwiększa swoją siłę przyciągania, co u wielu polityków, wprost proporcjonalnie zmniejsza stabilność ich poglądów. Jeśli w ogóle je mają.
Marian Rajewski
fot. you tube


  Komentarze 2
  Dodaj swój komentarz
~
Copyright "Wolna Droga"
[X]
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.