"SEMAFOR": podjęliśmy próbę przekazywania na łamach "Semafora" informacji i wiadomości, które mamy nadzieję zainteresują naszych czytelników; informacji których nie znajdziecie na łamach oficjalnych dzienników....

WOLNA DROGA: Choć poszukiwanie prostych rozwiązań jest osadzone głęboko w podświadomości, a nieskomplikowany obraz rzeczywistości jest wygodny, nie zmusza do choćby chwilowej zadumy, do uświadomienia prawdy o traconym wpływie na własne losy, na otaczający świat - od poszukiwania prawdy nikt nas nie zwolni.

 
Piątek, 29 marca 2024 r.
Imieniny obchodzą: Wiktoryna, Cyryl, Eustachy
 
Roczniki:  2001200220032004200520062007200820092010
201120122013201420152016201720182019
Numery:    
()   -  
Kolej na muzykę… - „Krywań, Krywań” – Skaldowie (1973)
   W początku lat 70. była to jedna z pierwszych ważniejszych płyt w moim skromnym wówczas zborze. Skusiła mnie okładka – jak na ówczesne krajowe wydawnictwa niezwykle efektowna, rozkładana, zawierająca sporo zdjęć. Fascynacja muzyką zawartą na krążku przyszła chwilę później.
Na kopercie jawił się Krywań, uważany do końca XVIII w. za najwyższy szczyt Tatr, a później za świętą górę Słowaków, będącą symbolem ich tęsknot wolnościowych. Górę odwzorowano w sposób daleki od jej rzeczywistego wyglądu i otoczono zbiorem pozornie przypadkowych, a jednak nawiązujących do treści płyty elementów.
Taka jest też muzyka. Tytułowa suita zupełnie nie przypomina wcześniejszych dokonań zespołu. Krakowscy Skaldowie znani byli raczej z melodyjnych piosenek, komponowanych i śpiewanych wprawdzie z wielką kulturą, bliższych jednak muzyce popularnej i stąd znajdujących się w zasadzie na obrzeżach muzycznych zainteresowań ówczesnej młodzieży. Czas pokazał, że niesłusznie.
   Siódmy studyjny album Skaldów jest wyraźnym zwrotem w ich twórczości. Na pierwszej stronie analogowego wydania płyty znalazła się blisko osiemnastominutowa suita, łącząca podobnie, jak okładka, elementy rocka, góralskiego folkloru i muzyki symfonicznej.
Album „Krywań, Krywań” (choć powinno być „Krywaniu, Krywaniu” – autor projektu graficznego popełnił błąd, który później nie był już prostowany) ukazał się na początku 1973 roku. Dla wielu słuchaczy okazał się sporym szokiem. Takich Skaldów w Polsce szerzej nie znano, a na koncertach nie wszyscy bywali. Utwory mogły śmiało konkurować z dokonaniami światowego rocka symfonicznego (czy jak kto woli - progresywnego). Rodzima krytyka nie kryła zaskoczenia.
Mimo zastrzeżeń utwór wytrzymał próbę czasu. Dziś jest zgodnie uznawany za jedno z najlepszych dokonań polskiego art rocka, także przez licznych fanów gatunku spoza granic naszego kraju. Szkoda, że z racji żelaznej kurtyny suita nie miała możliwości szerszej prezentacji. Skaldowie nagrali ją oraz pozostałe utwory z albumu także w NRD dla tamtejszego radia oraz dla wytwórni Melodia w ZSRR.
Warto wspomnieć jeszcze o wersji koncertowej, wydanej na oficjalnym bootlegu zatytułowanym „Cisza krzyczy”, nagranym w 1972 roku, w Leningradzie.
   Wszystkie istniejące wersje są dziś ciekawym dokumentem przeobrażania się utworu. Na Zachodzie w podobnym stylu tworzyli prekursorzy gatunku – Colosseum, Caravan, Emerson Lake & Palmer.
Kompozycja Skaldów doskonale wpisuje się w ten nurt. Utwór początkowo trwał niespełna dziewięć minut. Rozpoczynał się tematem opartym o melodię ludową. Dalej pojawiało się rozbudowywane solo gitary z rockowym riffem oraz popis Andrzeja Zielińskiego na przywiezionych z USA organach Hammonda (wówczas bodaj drugich w Polsce, po Niemenie). „Krywań” stale ewoluował, stopniowo dochodziły skrzypce Jacka Zielińskiego oraz zbiorowe improwizacje. Ostateczną formę zyskał podczas koncertów. W kompozycji pojawiły się cytaty z klasyki, z utworów Borodina, Bacha, Rossiniego i Musorgskiego.
Warto dodać, że ostatecznie na płytę trafiła wersja suity zarejestrowana również niemal na żywo, podczas sesji zorganizowanej w Filharmonii Narodowej.
   Druga strona albumu nie odstawała od pierwszej. Zwykle po rozbudowanej suicie na drugie strony podobnych płyt trafiały utwory o mniejszym ciężarze gatunkowym.
I tu Skaldowie ponownie zaskoczyli. Umieścili na niej wprawdzie cztery krótsze perełki, mimo to świetne i drobiazgowo zaaranżowane – „Juhas zmarł”, „Jeszcze kocham” i „Gdzie mam ciebie szukać”. Płytę kończy instrumentalny utwór „Fioletowa dama”, stanowiący efektowną klamrę do suity „Krywaniu, Krywaniu”.
   Kolejne płyty Skaldów były powrotem do nieco łatwiejszych kompozycji, jednak rozbudowane formy dalej pojawiały się w ich twórczości.
Pięć lat później nagrali album „Stworzenia świata część druga”, oparty na podobnym pomyśle (rozbudowana suita i cztery piosenki, pełne wysmakowanych improwizacji). Z tego okresu pochodzi także suita baletowa „Podróż magiczna” oraz inne, mniej znane kompozycje instrumentalne (w tym jedna na grupę i orkiestrę symfoniczną).
Wydała je na płycie „Podróż magiczna” firma Kameleon, która podjęła się niemal wzorcowej reedycji całej twórczości zespołu. Do każdego albumu dołączono sporo nagrań dodatkowych, często wcześniej nieznanych, bądź nieosiągalnych.
Na pięćdziesiątą rocznicę istnienia grupy ukazał się okolicznościowy box, zawierający dwanaście albumów zespołu z lat 1967-1989. Można jedynie żałować, że inni polscy wykonawcy nie mają tyle szczęścia.
   Bezsprzecznie album „Krywań, Krywań” jest wyjątkowym dokonaniem Skaldów na gruncie rocka progresywnego. Dobrze, że został przypomniany. Płytę wydano również w wersji winylowej.
Warto poświęcić jej uwagę. Sam przyznam, że często do niej wracam. I ciągle, po dziś dzień mnie zaskakuje.
Krzysztof Wieczorek


  Komentarze 2
  Dodaj swój komentarz
~
Copyright "Wolna Droga"
[X]
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.