"SEMAFOR": podjęliśmy próbę przekazywania na łamach "Semafora" informacji i wiadomości, które mamy nadzieję zainteresują naszych czytelników; informacji których nie znajdziecie na łamach oficjalnych dzienników....

WOLNA DROGA: Choć poszukiwanie prostych rozwiązań jest osadzone głęboko w podświadomości, a nieskomplikowany obraz rzeczywistości jest wygodny, nie zmusza do choćby chwilowej zadumy, do uświadomienia prawdy o traconym wpływie na własne losy, na otaczający świat - od poszukiwania prawdy nikt nas nie zwolni.

 
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
Imieniny obchodzą: Adolf, Leon, Tymon
 
Roczniki:  2001200220032004200520062007200820092010
201120122013201420152016201720182019
Numery:    
()   -  
Z trzeciej strony - Dokonało się…
Minęła 10. Rocznica śmierci Ojca Świętego Jana Pawła II. Zastanawiałem się, w jaki sposób do niej się odnieść… Pomyślałem, że najlepsze będzie wspomnienie mojego pożegnania z Nim na trzeciej stronie.

   Jan Paweł II odszedł. Chrystus otworzył przed Nim bramy nieba. Co nam sierotom pozostało? Mówić, pisać, a przede wszystkim myśleć o Nim... Wciąż modlić się za Niego... A może bardziej za nas.
Każdy ma osobisty stosunek do Niego, każdy na pewno w jakikolwiek sposób spotkał się z Nim, czy to bezpośrednio, czy też poprzez modlitwę.
Także i ja takie wspomnienia mam.
Pozwólcie, drodzy Czytelnicy, że w tej chwili z Wami się nimi podzielę, bo tylko na tyle mnie w tej chwili stać. Nie sposób po prostu ogarnąć myśli...
   Byłem dwukrotnie w Watykanie, i dwukrotnie miałem to szczęście, że spotkałem się z Nim.
   Za pierwszym razem była to na początku przede wszystkim ciekawość. Trwała do chwili, gdy zasiadłem w bazylice Św. Piotra i oczekiwałem na Jego przybycie. Rozglądałem się dookoła i z jednej strony podziwiałem piękno bazyliki, z drugiej zaś czułem się przytłoczony jej wielkością.
Gdy Jan Paweł II przybył, przeżyłem coś, co trudne jest do opisania. To była niesamowita radość w sercu i na ustach. To było wzruszenie. To były łzy... Widać było też radość na Jego twarzy. Spotkał się z rodakami, którzy w swoich sercach przywieźli cząstkę Polski, tak bliskiej Jemu sercu.
Wtedy słowa przez Niego wypowiedziane były słuchane, ale czy rozumiane?
   Kolejne spotkanie z Ojcem Świętym, to audiencja w Auli Pawła VI. Grupa pielgrzymów z Polski zmieszana z kolorowym tłumem z różnych zakątków świata, czekała na Niego.
Ale to oczekiwanie nie było bierne... To było coś niesamowitego - śpiewy w różnych językach, jakaś orkiestra dęta włoskich strażaków, delegacja chorwackich żołnierzy w uroczystych, ludowych strojach, grupa dzieci z Meksyku, których żywiołowość wręcz porażała, kolorowo ubrana młodzież ze Stanów Zjednoczonych, która reagowała niczym przed występem swojego idola, i polscy kolejarze w mundurach oraz wiele, wiele innych osób...
I gdy Ojciec Święty wszedł do Auli, cały ten tłum zaczął wiwatować, pozdrawiać Papieża. Po prostu istna wieża Babel. I tak też było, gdy Ojciec Święty po kolei pozdrawiał przybyłych w różnych językach.
Pozdrowił także polskich kolejarzy, i oni poczuli się bardzo wyróżnieni. Ale tam każdy tak się czuł, bo On mówił do każdego z osobna, i to było autentyczne. I ja też to czułem...
Podczas tego pobytu, po zakończeniu audiencji, sam udałem się do bazyliki Świętego Piotra, by się w skupieniu pomodlić. Zszedłem też do krypty, gdzie w zadumie przechodziłem obok grobów papieży, i w pewnej chwili dotarłem do grobu Jana Pawła I. Obok zauważyłem puste miejsce, jakby przygotowane dla jego następcy. Odczułem wtedy smutek. Dotarła do mnie świadomość, że tak się stanie, że On tu będzie złożony, że to jest nieuniknione...
Szybko jednak chciałem odpędzić te myśli, wypchnąć je ze świadomości. Chciałem, aby to serce, a nie rozum w tej chwili decydowało.
I tak było do 2 kwietnia 2005 roku... A może i do dziś?
   Także dwukrotnie spotkałem się z Nim w Polsce.
   Po raz pierwszy, był to Wrocław. Pamiętam tę rzekę ludzi, która przez kilka godzin w deszczu, małymi krokami udawała się na spotkanie z Nim. Nikt nie zwracał na ten deszcz uwagi. W skupieniu, ale i radośnie, mozolnie ludzka rzeka płynęła do Jego ołtarza.
Przez te godziny nie czułem trudu. To spotkanie wpłynęło na mnie inaczej. Obserwowałem ludzi stojących w deszczu, w błocie, w zimnie... Nie było narzekań, nie było zniecierpliwienia... Był spokój, była radość i była zaduma... Zrozumiałem, że i ja jestem częścią tego zgromadzenia. Że to jest wspólnota, która razem wsłuchuje się w słowa Tego, który jest gdzieś tam, bardzo daleko, którego nie sposób nawet z tej odległości zauważyć. Ale wiemy, że On tam jest!
Po zakończeniu mszy świętej znów rzeka ludzi zaczęła płynąć ulicami, powoli rozlewając się na sąsiednie uliczki i ulice. Tylko ołtarz wzniesiony dla Niego niczym barka dostojnie trwał na fali, ludzkiej fali...
   Ten drugi raz był dla mnie najbardziej wzruszający. Był rok 1997. Pojechałem do Zakopanego. Wiedziałem, że kto, jak kto, ale górale, tak przez Niego ukochani, przyjmą go w sposób wyjątkowy. Wiedziałem też, jak bardzo Jan Paweł II kocha Tatry.
I nie pomyliłem się.
Wspomnę tylko o jednym wydarzeniu, które będę pamiętał do końca moich dni. W czasie celebry pod Dużą Krokwią, u stóp Giewontu, delegacja górali, z burmistrzami gmin tatrzańskich na czele, złożyli Ojcu Świętemu hołd. Ówczesny burmistrz Zakopanego, Andrzej Bachleda - Curuś, zapytany: dlaczego właśnie w taki sposób oddali Janowi Pawłowi II cześć, odrzekł: „Chcieliśmy oddać to, co czujemy, co płynie prosto z naszych serc”.
I ja to czułem. Było to dla mnie coś niezwykłego. Muzyka grana przez stu góralskich skrzypków brzmiała niesamowicie. I ten śpiew... Ten Giewont. Jego Giewont!

Nie mogłem, ale też i nie chciałem, ukryć wzruszenia.
Pisząc te słowa też nie mogę...
Teraz „Jestem radosny, i wy też bądźcie”.
Żegnaj Ojcze... Amen.






fot.wikimedia


  Komentarze 2
  Dodaj swój komentarz
~
Copyright "Wolna Droga"
[X]
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.