"SEMAFOR": podjęliśmy próbę przekazywania na łamach "Semafora" informacji i wiadomości, które mamy nadzieję zainteresują naszych czytelników; informacji których nie znajdziecie na łamach oficjalnych dzienników....

WOLNA DROGA: Choć poszukiwanie prostych rozwiązań jest osadzone głęboko w podświadomości, a nieskomplikowany obraz rzeczywistości jest wygodny, nie zmusza do choćby chwilowej zadumy, do uświadomienia prawdy o traconym wpływie na własne losy, na otaczający świat - od poszukiwania prawdy nikt nas nie zwolni.

 
Czwartek, 18 kwietnia 2024 r.
Imieniny obchodzą: Apoloniusz, Bogusława, Bogusław
 
Roczniki:  2001200220032004200520062007200820092010
201120122013201420152016201720182019
Numery:    
()   -  
Smaki życia - Media
Szogun

Pamiętam tamtą scenę, jak dziś. Do Polski przyleciała wówczas, w latach osiemdziesiątych, sławna Yoko Ono, towarzyszka życia zastrzelonego lidera „Beatlesów” Johna Lennona. Radziła sobie całkiem nieźle w hali przylotów i odlotów na lotnisku w Warszawie. Wita ją tłumek przypadkowych gapiów i nieprzypadkowych, bo rządowych dziennikarzy TVP, „Trybuny Ludu” i „Przyjaciółki”. Uśmiechy. Oklaski. I Yoko Ono oznajmia, że przybywa z misją pokoju. Oklaski niezbyt gromkie, ale stosowne, rzekłbym właściwe, jak na późnego Jaruzelskiego przystało.

I oto Yoko Ono mówi, że jeśli ktoś nie wierzy, że ludzie zachodu i ona osobiście chce pokoju, to niech przyjedzie do Londynu, Nowego Yorku i sam się przekona... Jakież jest zdziwienie Yoko, gdy cała sala wybucha śmiechem. Celebrytka ni w ząb i ni cholery nie pojmuje, dlaczego ludzie się śmieją. Nie rozumie, że mówi do ludzi, dla których paszport jest cudem i że zaproszenie do Londynu czy Nowego Yorku odbierają jako żart.

Przypomniałem sobie tę scenkę podczas niedawnego, skromnego, bo na nieskromnych nie bywam, przyjęcia i spotkania towarzyskiego. Ot, jeden z biesiadników, w porze już zaawansowanej, zawołał w stronę naszego serdecznego przyjaciela: - Hej, szogun, do nogi, podaj flaszkę...

Wszyscy tego, którego nazwano szogunem, bardzo lubimy, więc około 60% uczestników biesiady wybuchnęło śmiechem... Szogun, szogun... Reszta, około 40% trwało w zdziwieniu. Co niby jest takiego śmiesznego w powiedzeniu o kimś, że... szogun. Zakłopotanie. Może nawet mała konsternacja. I potem, oczywiście, jeden przez drugiego, ci co wiedzą coś o szogunie, tłumaczą współbiesiadnikom, że prezydent Bronisław Komorowski skompromitował się w parlamencie japońskim włażąc na krzesło speakera tegoż parlamentu i wołając do podobno człowieka honoru i generała Kozieja: - Szogun, chodź no i zrób zdjęcie... I szogun, generał Koziej, biega po japońskim parlamencie z malutkim aparacikiem niczym ubogi turysta i wali zdjęcia prezydentowi czterdziestomilionowego narodu. Japończycy ściągają Komorowskiego z fotela speakera, bo nie wypada, żeby tam z buciorami stał. Sytuacja kłopotliwa i wstydliwa,

Ale mój kłopot jest jeszcze inny. Otóż zapytuję siebie, jak to się stało, że o kompromitacji Komorowskiego wie podczas biesiady, o której opowiadam, zaledwie 60% uczestników. Dlaczego nie 90%, albo 97%. I myślę sobie, że to jest sukces rządowych i reżimowych mediów. To jest sukces tych wszystkich Tadli, Kraśków, Olejnikowych. Okazuje się, że jeśli ludzie nie szukają prawdy na własną rękę w Internecie, w telewizji Republika, w tygodnikach „Wsieci” czy „Do Rzeczy”, to reżimowe media potrafią skutecznie przemycać kłamstwo lub przemilczać prawdę.

Dlatego prośba i życzenie: jeśli chcecie wiedzieć, co się dzieje i z czego śmieje się lud, zaglądajcie na portale całkiem niepoprawne, bo jeśli nie będziecie zaglądali, to wyjdziecie na głupców, jak ta nieszczęsna Yoko Ono, która była pewna, że w Polsce Ludowej wszyscy mają w domu paszport lub jak goście imprezy, o której tu opowiadam, którzy byli przekonani, że jak Pochanke coś powie, to nie skłamie.

Taki sobie Durczok

No, to dziś jeszcze o mediach… Ktoś, kto widział przed laty filmik, na którym Kamil Durczok, dziś oskarżany, zdaje się całkiem słusznie i podstawnie o mobbing i molestowanie, wrzeszczy na współpracowników, że w studiu brudno i syf, ten nie powinien mieć wątpliwości, z jakim typasem mamy do czynienia. A jednak typas jeszcze ładnych kilka lat poniżał współpracowników, molestował młode aspirantki zawodu dziennikarskiego – wiele dziś na to wskazuje.

Dlaczego przez lata nikt z jego przełożonych na to nie reagował? Odpowiedź jest niestety prosta – to był dziennikarz usłużny, merdający ogonkiem, jak władza stacji kazała. Taki wierny pomagier w kłamstwie. Aż mleko się wylało. Durczok, jak wielu przed nim, uwierzył, że to on jest wódz i władza, a nie ci, co mu rozkazują i każą. To samo ma mój pies. Od czasu do czasu to jemu się wydaje, że mnie prowadzi. I ma to więcej uroku niż chamstwo i molestowanie Durczoka, bo mam często wrażenie, że mój pies zwyczajnie sobie żartuje i dowcipkuje na temat tego, który z nas, którego prowadzi. Przekomarza się ze mną. I cóż, mój pies wykazuje się lepszą orientacją w świecie, niż Durczok, pospolity chłoptaś od czytania tego, co mu każą.

Krzysztof Derdowski

fot.radopik



  Komentarze 2
  Dodaj swój komentarz
~
Copyright "Wolna Droga"
[X]
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.